niedziela, 29 sierpnia 2010

W kropce

Zacznę może od tego, że co rusz los rzucał mi kłody pod nogi bym broń Boże tego wpisu nie zrobiła.

 Zaczęło się od tego, że do tej sukienki zamarzyłam sobie tornister...stary, zdezelowany, skórzany. Wychodziłam się z dwa tygodnie za nim po targu staroci, i jak oczywiście wcześniej co dzień było pięć nowych, tak teraz ani jednego. Potem wymyśliłam sobie piękny, biały, retro pasek i co? ktoś mi go sprzed nosa zwędził (a niech Go chudy byk..!). Czarę goryczy mojego poirytowania przelała, 'ukochana' ostatnio przeze mnie, pogoda. Miało być leśnie, rowerowo, czarodziejsko a wyszło...hm nie najgorzej!

Co tu dużo mówić, nie dałam się złej karmie i zamiast tornistra, chłopak zaopatrzył mnie w cudowną, maluteńką vintage torebkę, którą Pani sprzedała mu na starociach. Zakochałam się w niej z resztą od pierwszego wejrzenia. Pasek? hm..wczoraj wypatrzyłam idealny w jednym ze sklepów internetowych i oj, ten już będzie mój, a póki co jest bez dodatku. Co do miejsca na zrobienie zdjęć...nie jest to las a stare, troszkę popadające w ruinę domiszcze które, według mnie, ma w sobie tyle uroku że po zdjęcia na pewno do niego jeszcze wrócę. 

Oczywiście jeśli zaopatrzę się w końcu we wszystkie zamierzone rzeczy, gdyż upór mój nie pozwala mi odpuścić, dorzucę ogromniasty, szary sweter i białe rajstopy nadam sukience drugie życie i drugiego posta. 

A póki co zapraszam gorąco, bo ogrzać się trzeba już w te dni pachnące jesienią, na mały pokaz tego, że mimo iż nie zawsze mamy to co chcemy to też może być fajnie (ot, taka mała filozofia). 









zdjęcia : Paweł Kolankowski


sukienka - vintage
torebka - vintage/targ staroci
buty - wyrwane przyjaciółce







piątek, 20 sierpnia 2010

...and I'm still waiting.

W ostatnim, popełnionym przeze mnie wpisie wspominałam o zakupowo - obuwniczym szaleństwie w które wpadłam i z którego ciężko mnie wyciągnąć (ku rozpaczy kilku osób). Dziś chciałabym zaprezentować Państwu moje pierwsze w życiu koturny, w których cierpliwie uczę się chodzić, bo na rowerze w nich jeździć już potrafię.

Wpadłam na nie dość przypadkiem, co dziwne, przez cały dotychczasowy żywot nie pałałam do koturn jakąś oszałamiającą miłością, a tu, jak to w życiu uczuciowym bywa, prask i wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.

Odkryłam je w Oysho, ostatnia biedna para stała w kącie i czekała aż ktoś zabierze ją do domu. Podeszłam, myślę: 'no ładne'. Przymierzam...prezentują się całkiem nieźle, spoglądam na cenę...i widząc kwotę 39.90 nie zastanawiam się już dłużej. O tym, że takiego cudaka na nogach nie miałam nigdy wcześniej pomyślałam dopiero w drodze do domu.

W każdym razie, w poniższym zestawieniu połączyłam je z zakupionymi również tamtego dnia (och, jakże owocnego pod tym względem) spódnico - spodniami w kokardowy wzór, białą koszulką vintage i marynarką. Za dodatek posłużył mi naszyjnik. Również z kokardą (chyba w jakiś szał wpadłam związany z tym 'wzorem').

A teraz, żeby nie męczyć zapraszam serdecznie na kilka zdjęć dokumentujących tenże set.










P.S. Nadmienię, że mocno ucierpiałam zaraz w pierwszym dniu noszenia tych trzewików, i to tak, że nawet na rowerze nie byłam w stanie w nich wracać. One jechały w koszyku a ja boso. Jak prawdziwa wiejska dzioucha, hej!

zdjęcia: Paweł Kolankowski


koturny - Oysho
marynarka - H&M
koszulka - Vintage
spódnico - spodnie - ZARA
naszyjnik - Primark
torebka - Vintage







piątek, 13 sierpnia 2010

I Love My Bicycle

Coś we mnie ostatnio pękło...jako piewca i wyznawca płaskich podeszw nagle zapragnęłam w swej 'obuwniczej' szafie pomieścić kilka par butów na obcasie. Ileż było poszukiwań by znaleźć te jedyne, ukochane, odpowiednie... 

Ale stało się!

Ni stąd ni zowąd, dosłownie przez przypadek, odkryłam je pod stertą rozwalonych ubrań w jednej z sieciówek. No cóż, są przeceny, jest i bajzel w sklepach (w tym z resztą odkąd pamiętam nikt ubrań nie układał). Porwałam je w swe ramiona i do kasy. Zadowoleniu nie było końca, czego dowodem może być choćby to, że kilka dni później postanowiłam wypróbować się w nich...na jedynym moim środku lokomocji - rowerze. Doszłam do wniosku, że nie jestem jeszcze zaprawiona w bojach, a tym bardziej moje nogi do biegania w takich szpilkach, na których z resztą pozostał ślad w postaci wielkich obtarć.

 Ale twardam dzioucha z małopolski - dać sobie radę muszę!

No nic. rany się szybko goją, ja zostałam do obcasów przekonana, a co gorsza wpadłam w zakupowy ciąg, w którym kilka dni później kupiłam piękne plecione koturny - również pierwsze w żywocie krótkim mym (wpis z nimi w roli głównej już wkrótce) oraz wysokie sandały, na które nomen omen polowałam już od kilku miesięcy, ale nigdzie nie mogłam spotkać tych 'jedynych'...aż do dzisiaj.

W każdym razie, z wielkim uśmiechem na twarzy i radością w sercu z powodu urodzajnych zakupów zapraszam na kolejny wpis.








Cały set składa się z wygrzebanego (po roku zapomnienia) kombinezonu, swetra i wspomnianych już 'trzewików'. Całość dopełniłam ukochanym i wielbionym przeze mnie miętowym lakierem do paznokci.


zdjęcia: Paweł Kolankowski


kombinezon - wyrwany koleżance kilka dobrych lat temu
sweter - atmosphere / second - hand
buty - stradivarius

sobota, 7 sierpnia 2010

ROWERove Love

Jako wielka fanka jednośladów, a w szczególności tych holenderskich, nie mogę nie zrobić 'rowerowego - szafiarskiego' wpisu.

Zdjęcia powstały przy okazji konkursu 'Cyklofotografia' który miał miejsce jeszcze w czerwcu, a dokładniej w czasie trwania 'Święta Cyklicznego', jednakże cały set jest jak najbardziej aktualny (no, może bez grubych rajstop).

Sukienkę w stylu retro dorwałam w second-handzie za niecałe 20 zł, przy czym ją uwielbiam i bardzo ładnie się prezentuje. Do niej dobrałam miętowe dodatki - lakier do paznokci i baleriny, przez co, przynajmniej według mnie, całość nabrała delikatności. Poza tym bardzo podoba mi się połączenie odcieni brązu z miętą, czy błękitem 'baby blue'.

W każdym razie nie będę się rozpisywać bo i jakoś weny brak a bełkotać nie chcę, więc zapraszam mili Państwo do obejrzenia kilku zdjęć.



Jeszcze trochę prywaty i chwalipieństwa. Zdjęcie poniżej, we wspomnianej wcześniej 'Cyklofotografii' zajęło III miejsce, także dumnam jest ze swojego prywatnego fotografa.




A o to jeszcze przedstawię mojego ukochanego 'Jantarka' odkupionego od kolegi za male pieniądze. Planuję go jeszcze przemalować: albo na czerwono albo na żółto albo na miętowo z białymi dodatkami. Jednak póki nie mogę się zdecydować i mamony brak wiec pozostaje śliczny brązowy.






zdjęcia: Paweł Kolankowski


sukienka - second-hand
rajstopy - gatta
baleriny - atmosphere